Każda dobra passa kiedyś się kończy – o trafności tej tezy przekonali się w miniony weekend siatkarze Lechii Tomaszów Mazowiecki, którzy doznali pierwszej porażki w sezonie we własnej hali. Mimo że pierwszego seta gładko wygrali z TSV Sanok, to w kolejnych podopieczni Krzysztofa Frączka spisywali się znacznie lepiej. O zaciętości spotkania świadczy fakt, że aż trzy partie kończyły się walką na przewagi, a ostatecznie doszło do podziału łupów. W tie-breaku jednak lepiej spisali się przyjezdni, którzy podnieśli z parkietu dwa cenne oczka. –Zagraliśmy solidnie w wielu elementach, szczególnie w przyjęciu. To ono pozwoliło nam otworzyć sobie grę od drugiego seta, bo w pierwszym nie istnieliśmy na boisku – powiedział Roman Oroń, zawodnik sanockiej ekipy, która wciąż walczy o to, by znaleźć się w czołowej ósemce I ligi. Obecnie ma taki sam dorobek punktowy jak ósmy KPS, choć także o jedno spotkanie rozegrane więcej. Z kolei beniaminek z Tomaszowa Mazowieckiego mimo porażki utrzymał się na fotelu lidera.

Potknięcia Lechii nie wykorzystał APP Krispol Września, który miał możliwość wskoczyć na pierwsze miejsce w tabeli, ale dość niespodziewanie przegrał we własnej hali z AGH Kraków. Podopieczni Mariana Kardasa tylko w drugiej odsłonie znaleźli skuteczną receptę na powstrzymanie przyjezdnych, natomiast w trzech pozostałych partiach byli od nich wyraźnie słabsi. Nie wykorzystali więc atutu własnego parkietu i nie powiększyli swojego dorobku punktowego. – Zagraliśmy bardzo słabe zawody. Źle mentalnie podeszliśmy do tego meczu. Nie walczyliśmy tak jak wcześniej. Cieszę się, że już we wtorek będzie okazja, żeby zmazać tę plamę w meczu pucharowym i pozytywnie zakończyć rok –skomentował rozgrywający Krispolu, Krzysztof Antosik. Zespół z Wrześni z powodu porażki spadł na trzecie miejsce w tabeli. Natomiast drużyna prowadzona przez Andrzeja Kubackiego w dobrych nastrojach zasiądzie do świątecznych stołów, bo trzy wywiezione punkty z Wielkopolski pozwoliły jej utrzymać się w czołowej ósemce.

Słabszą formę przeciwników znajdujących się w czołówce tabeli wykorzystał Ślepsk Suwałki, który na wyjeździe dość gładko rozprawił się z uczniami Szkoły Mistrzostwa sportowego w Spale. Wydawało się, że młodzi adepci siatkówki wyżej zawieszą poprzeczkę podopiecznym Dimitrija Skoryja, ale popełniali stanowczo za dużo błędów zarówno w ataku, jak i w polu serwisowym, przez co dwie pierwsze partie toczyły się pod dyktando gości. W trzeciej gospodarze próbowali jeszcze coś wskórać. Doprowadzili nawet do batalii na przewagi, ale zabrakło im zimnej krwi w końcówce. Tym razem musieli więc obejść się smakiem jakiejkolwiek zdobyczy punktowej. Po wygranej suwalczanie zmniejszyli stratę do ligowej czołówki. Do prowadzącej Lechii tracą już tylko trzy oczka. Z kolei podopieczni Macieja Zendeła rok 2017 zakończyli na przedostatnim miejscu w stawce, choć po piętach zaczyna im deptać Olimpia Sulęcin.

Słabszą dyspozycję rywali wykorzystał również AZS Częstochowa, który w hali Polonia pokonał KPS Siedlce. Wprawdzie dwa pierwsze sety były dość wyrównane, a po nich na świetlnej tablicy widniał remis. Mogło to zwiastować spore emocje w kolejnych częściach spotkania, ale tak się nie stało. W nich inicjatywę na boisku przejęli gospodarze, a podopiecznym Witolda Chwastyniaka nie udało się już doprowadzić chociażby do tie-breaka. W efekcie komplet oczek pozostał w Częstochowie. – Bardzo cieszę się z tych punktów. Były one bardzo ważne, tym bardziej, że nasi najgroźniejsi przeciwnicy zrobili nam prezent pod choinkę. Porażki faworytów pozwoliły nam wysoko wspiąć się w tabeli – ocenił na łamach Radia Panorama szkoleniowiec akademików, Krzysztof Stelmach. Po ostatniej wygranej awansowali oni na drugie miejsce w stawce, natomiast KPS balansuje na pograniczu czołowej ósemki.

Słabszą końcówkę roku miała Stal AZS PWSZ Nysa, która liczyła, że w Sulęcinie zrehabilituje się za porażkę z liderem. Nic takiego jednak nie miało miejsca. Przyjezdni tylko w drugiej partii wykorzystali słabszy moment gry beniaminka, zaś w pozostałych trzech odsłonach nie potrafili go złamać. Olimpia napsuła przeciwnikom sporo krwi w polu serwisowym, a kolejne udane akcje pozwalały jej uwierzyć w to, że jest w stanie sprawić niespodziankę. Tak też się stało. Sulęcinianie odnieśli pierwsze zwycięstwo w sezonie za komplet oczek, po raz pierwszy triumfowali też przed własną publicznością. – Cieszy to zwycięstwo, bo czekaliśmy na nie bardzo długo. W końcu w naszej hali zagraliśmy dobrze zagrywką, ale przede wszystkim zagraliśmy cierpliwie. Nie podpalaliśmy się, graliśmy dojrzale, nie za wszelką cenę akcje chcieliśmy rozwiązać siłowo. Ważne punkty zdobywaliśmy mądrością. Wcześniej tego nam brakowało – powiedział na antenie Radia Zachód szkoleniowiec beniaminka, Łukasz Chajec. Wygrana nie pozwoliła mu jednak opuścić ostatniego miejsca w tabeli, a Stal spadła na piątą lokatę.

Do sporych emocji doszło też w Częstochowie, gdzie miejscowy Exact Systems Norwid podejmował MKS Aqua Zdrój Wałbrzych. Gospodarze byli faworytem spotkania, ale już pierwsza odsłona wygrana przez gości pokazała, że wcale podopiecznym Radosława Panasa nie będzie łatwo o osiągnięcie korzystnego wyniku. I tak też się stało. Wprawdzie udało im się odnieść zwycięstwo, ale i tak doszło do podziału łupów. Ambitnie grająca dolnośląska ekipa doprowadziła do tie-breaka, którego już nie zdołała rozstrzygnąć na swoją korzyść. – Szkoda, że nie wygraliśmy tego spotkania. na pewno zwycięstwo podbudowałoby chłopaków na kolejne mecze, ale trudno – taki jest sport – ocenił Janusz Bułkowski, szkoleniowiec wałbrzyskiej drużyny. Jeden zdobyty punkt na pewno jej nie satysfakcjonuje, bo każda porażka oddala ją nawet od matematycznych szans na włączenie się jeszcze do walki o czołową ósemkę. Natomiast dla częstochowian triumf był o tyle cenny, że pozwolił im zachować przewagę nad dziewiątym TSV Sanok.

Autor artykułu: Radosław Nowicki - siatka.org

Główni Partnerzy